I want you to rock me yeah
Hejka :)
Ps. dziekuje za ponad tysiac wyswietlen i okolo 60 komentarzy ;* xx
=> http://iwantyoumydreamboy.blogspot.com/ <=
Epilogue
Endness #30
Event of reality & the new life#29
Crying & the emptyness #0
Jeden, kiedy zdajesz sobie sprawę, osoby, która znaczyła dla ciebie wszystko, już nie ma.
Forgiveness #28
-Co to kurwa ma być?!-krzyknął wchodzący do sypialni Bradley. Czulam sie bardzo źle. On specjalnie wrocil wczesniej a ja go zdradzilam. Czulam jak po moich policzkach zaczal splywac strumien lez. Harry jak porazony zaczal sie ubierac a ja siedzialam naga na łóżku zakrywajac tylko swoje cialo kocem.
-Yyy ja juz lepiej pojde.-powiedzial Harry wychodzac. Gdzies w srodku mnie bylo mi przykro ze sie tak zachowal. Nic dla niego nie znaczylam. Poprostu spelnil swoja zachcianke.
-Nie tak szybko, łajzo!-krzyknal Brad i wymierzyl mu mocny cios w sam srodek twarzy. Uslyszalam nawet trzask pekanych kosci. Ugh. Hazz padl na podloge trzymajac sie za krwawiacy nos. Wstal i rzucil mi spojrzenie typu "to twoja wina" i wyszedl. Nie chcial nawet oddac Bradleyowi. Nie chcialo mu sie starac, zabiegac... o mnie.
Podczas tego zajscia zdazylam sie niepostrzezenie ubrac. Nie moglam tam dluzej zostac. Wyszlam z sypialni zostawiajac wscieklego Brada samego. Na odchodne rzucilam mu tylko krotkie "Przepraszam" i wybuchlam placzem po raz kolejny. Wybieglam przerazona na ulice. Naszczescie jechala jakas taksowka. Jechala dosc wolno, wiec weszlam na ulice i zaczelam machac rekami aby sie zatrzymala... ale ona jechala dalej. Gdy byla juz naprawde blisko zaczelam robic szybkie kroki w tyl. Krzyczalam zeby sie zatrzymala, ale kierowca pojazdu rozmawial przez telefon i nawet mnie nie zauwazyl. Samochod przyspieszyl a ja nie zdazylam odskoczyc na bok. Metr. Centymetr. Milimetr... i wielki BOL.
Nie wiedzialam co sie ze mna dzieje. Bylam w jakiejs pustce. Dookola mnie geste ciemnosci. Nie bylam w stanie zauwazyc nawet swojego ciala. Gdzie ja jestem? Slyszlam tylko czyjs glos. Byl tak daleko ale tak jakby sie przyblizal. Bradley. Mowil do mnie.
-Jade, tak bardzo cie kocham. Prosze cie nie zostawiaj mnie. Nie zostawiaj mnie samego. Nie dam rady bez ciebie. Jestes dla mnie wszystkim. To wszystko moja wina. Jade, wiedz ze ci wybaczam. Zaniedbywalem cie, a ten skurwysyn Styles to wykorzystal. Pewnie mnie nie slyszysz, ale pielegniarka powiedziala ze to mozliwe. Oh. Prosze otworz oczy...-nagle poczulam ucisk mojej dłoni. Bradley wzial mnie za reke. Moje cialo zaczelo do mnie wracac. Przypomnialam sobie. Zdrada. Wypadek. Spiaczka. Wszystko mnie bolalo, ale w tej chwili najwazniejsze bylo dla mnie ze Brad mi przebaczyl. Nie mialam sobie jeszcze wystarczajaco sily zeby sie obudzic. Toczylam walke miedzy moim cialem a duchem. Chcialam sie poruszyc ale bylam zbyt slaba. "Jade dasz rade!" powtarzalam sobie. I nagle... Tak! Udalo mi sie. Poruszylam palcem. Zaraz na mojej dloni poczulam wilgoc. Krople wody... lzy. Bradley plakal. Tym malym gestem dalam mu nadzieje, nadzieje ze wszystko bedzie dobrze. Wyjde z tego. Nigdy wczesniej nie widzialam go placzacego. Nie nawidze tego uczucia. Sparawilam, ze moj chlopak cierpi. Najchętniej wtulilabym sie w niego i nie pozwoliła juz odejsc.
Minelo pare dni. Nie wiem ile. Bradley przychodzil do mnie codziennie. Ciagle do mnie mowil. Opowiadal jak mu minal dzien i ogolnie... Mozna powiedziec, ze przez ten czas "rozmawialam" z nim czesciej niz przez ostatnie miesiace, ktore przesiadywal w studiu.
-Musze juz isc. Przyjde jutro. Pa, Jade.-wstal i pocalowal mnie w policzek. Slyszlam kroki. Oddalal sie coraz bardziej.
-BBBBB.... Brad... Bradley! -krzyknelam. Urządzenia monitorujace wokol mnie oszalaly i zaczely glosno piszczec. Nareszcie. Bradley jak poparzony odwrocil sie w moja strone i podbiegl do lozka.
-Oh Jade. Obudzilas sie. Tesknilem. Jak sie czujesz?
-Dziwnie...-wychrypialam. Trudno było mi cokolwiek mowic po tym wszystkim. Moje oczy powoli przyzwyczajaly sie do swiatla. Mimo, iz tego jak sie teraz czulam nie zycze nikomu to bylam bardzo szczesliwa. Czulam ze zyje.
Tydzien pozniej...
Wrocilam do domu. Moje cialo bylo wciaz obolale ale nie zwracalam na to uwagi. Cieszylam sie każda chwila. Brad opiekowal sie mna i z dnia na dzień było co raz lepiej. Dowiedzialam sie ze Harry sie przeprowadzil. Uff. Znajoma sasiadka nawet cos mowila ze ma kogos... Kendall jakas tam. Szybko sobie znalazl pocieszenie. No coz.
Siedzialam na lozku czytajac jakas psychodeliczna ksiazke. Po sypialni rozchodzil sie dzwiek wody uderzajacej w lazienkowe plytki. Bradley bral prysznic. Drzwi od lazienki zawsze byly lekko uchylone. Poprostu nie wstydzilismy sie siebie. Nie moglam sie skupic na ksiazce wyobrazajac sobie nagie cialo Brada, na ktore powoli splywala woda z prysznica. Nastala cisza a chwile potem na lozku usiadl ubrany juz chlopak. Nagle zadzwonil moj telefon. To byla Mer. Od razu odebralam. Mer byla na mnie zla ze nie powiedzialam jej o wizycie w szpitalu. W sumie jej sie nie dziwie ale nie chcialam zeby sie martwila.
-Opowiadaj mi wszystko ze szczegolami.-nalegala
-No wiec bylam tam pewnie okolo miesiaca...-zaczelam, lecz poczulam na swojej nodze reke Bradleya sunąca coraz wyzej. "Przestan! Nie moge sie skupic" krzyknelam do Brada ale tak żeby Mer tego nie uslyszala. On tylko łobuzersko sie usmiechnal i dazyl do swojego celu.
-Jade, jesteś tam?
-Yyy tak, jestem. Potracila mnie taksowka.-kontynuowalam. Reka Brada dostala sie do mojego rozporka. Rozpraszal mnie ale mimo tego probowalam dalej rozmawiac przez telefon. Bradley zsunal mi spodnie i rzucil gdzies na podloge. Staralam sie na niego nie patrzec. Utkwilam swoje spojrzenie na bialym suficie i ciagle rozmawialam z Mer, ktora wciaz mnie wypytywala. Bradley blazil swoimi rękoma po moich udach i wreszcie dotarl do majtek. Szybko sie ich pozbyl i zaraz potem poczulam w sobie jego dwa palce. Wykonywal okrezne ruchy doprowadzajac mnie do szalenstwa. Wiłam sie pod jego dotykiem.
-Jade, biegniesz gdzies czy cos? Strasznie sapiesz.-dopytywala sie Mer. Ja oczywiscie zaprzeczylam i zwalilam wine na slaby zasieg. W koncu Brad wyjal ze mnie swoje palce. Uh. Ale to nie trwalo za dlugo bo zaraz chlopak mocno rozszerzyl mi nogi i wszedl we mnie. Jego penis znalazł się we mnie, wypełniając mnie całą, wysyłając mnie na Księżyc i z powrotem.
-O kkkkurwa Bradley!-krzyknelam. Byłam na niego zła i napalona w tym samym momencie. Niebezpieczne połączenie.
-Shhh.-powiedzial i zaczal skladac pocalunki na moim ciele ciagle penetrujac moja pochwe. Wylaczylam telefon i rzucilam na podloge . Moje cialo bylo wrecz bezwladne. Bradley wyjmowal ze mnie swojego przyjaciela zeby za sekunde znowu go wlozyc, tym razem jeszcze glebiej. Bylo cudownie. Nie moglam wytrzymac tego napiecia i zmienilam pozycje. Teraz ja gorowalam ujezdzajac go jak najszybciej potrafilam. Bolaly mnie jeszcze plecy po wypadku ale to uczucie ktore czulam w tej chwili zdecydowanie przewazalo. Momentalnie oboje doszlismy. Zawladnal nami wielki orgazm . Wtulilismy sie w siebie i zaraz odplynelismy w kraine snu...
CDN.
CZYTASZ=KOMENTUJESZ ;*
~~~
Stephen King
„W pisaniu nie chodzi o zdobywanie pieniędzy, sławy czy uznania. Koniec końców piszemy, by wzbogacić życie naszych czytelników i swoje przy okazji. Chodzi o uszczęśliwianie. Po prostu o uszczęśliwianie."
Ah. Musiałam to napisać ;) to takie prawdziwe jeśli chodzi o to opowiadanie. Dedykuje to dla mojej Jade ♡